Blog

Rynek nieruchomości 2023: powiaty nadrabiają rozwojowy dystans?

Biznes dzieje się w dużym mieście. Tak było przez wiele lat i mimo ogromnego potencjału, miejscowości położone w okolicy aglomeracji nie próbowały nawet aspirować do tego, by być swojego rodzaju ośrodkami gospodarczymi. Dziś zmienia się ten krajobraz, choć jeszcze nie wszędzie jest zauważalny w równym stopniu. Doskonale widać to natomiast z perspektywy rynku nieruchomości i ewidentnie jest to ewolucja, której nie da się zatrzymać…

Deweloperzy już dawno zauważyli migracyjny trend mieszkańców dużych miast, którzy inwestują w nieruchomości położone w niedalekiej okolicy – ale jednak w powiatach wiejskich. Tendencja wcale nie ukształtowała się w okresie pandemii, ale lockdown i zdalna formuła funkcjonowania całych rodzin (dzieci nauczane online a rodzice pracujący w ten sposób) wzmocniła ten trend. Sprzedaż i wynajem nieruchomości, rosnąca ilość transakcji oraz podpisywanych aktów notarialnych spowodowały, że ogromnym atutem stała się bliskość tego rodzaju usług. Stąd biura sprzedaży deweloperów oraz wzrost mobilności doradców finansowych. Okazało się, że można całkiem skutecznie prowadzić biznes poza kluczowymi lokalizacjami i odnosić sukcesy w „Polsce powiatowej”.

Rok 2022 był ewidentnie przełomowym dla statystyk potwierdzających tezę o przeniesieniu akcentów na lokalnych rynkach, w szczególności, jeśli chodzi o nieruchomości i finanse. Ewidentnie widać, że rośnie udział transakcji przeprowadzanych w mniejszych miastach a wielkie aglomeracje notują nawet nieznaczne spadki (można mówić co najmniej o lekkim zahamowaniu w końcówce roku). Inwestycje na poziomie powiatów cieszą się i będą się cieszyć niesłabnącym zainteresowaniem – na co wskazuje choćby aktywność DeveloperGo w pierwszych miesiącach 2023. Proces, który odczuwalny był mocno w ubiegłym roku, jest wciąż w toku. Nasze biura działają m.in. w takich miastach jak Sokółka, Augustów, Ełk, Ostrów Mazowiecka i w wielu innych lokalizacjach – bo jesteśmy blisko ludzi. W kontekście rozbudzania apetytów na rozwój na poziomie gmin i powiatów – a także w związku z rosnącą liczbą inwestycji realizowanych w ramach projektów pochodzących z programów operacyjnych o charakterze zwiększania konkurencyjności terenów wiejskich – obserwowany kierunek zmian wydaje się perspektywą długofalową. Budowanie jakościowego biznesu blisko mniejszych społeczności okazuje się doskonałą decyzją. Sieć biur nieruchomości, jaką dysponuje DeveloperGo, jest zlokalizowana właśnie poza największymi aglomeracjami i doskonale widzimy, jak zmniejsza się ten rozwojowy dystans. Z zadowoleniem przyjmujemy ten fakt, choć oczywiście bardzo szanujemy także klientów z metropolii. Jaki będzie rok 2023? Czas pokaże – jednak wszystko wskazuje na umocnienie aktualnych trendów rynkowych – czyli na ofensywę „Polski powiatowej”.

Więcej

Rynek pośrednictwa – wraca potrzeba jakości

„Skończyły się czasy kupowania mieszkania na pierwszym spotkaniu z handlowcem i na rynek pierwotny wraca „normalność”, charakteryzująca się koniecznością poświęcenia identyfikacji potrzeb klienta znacznie więcej uwagi, niż dotychczas”

Katarzyna Kuniewicz
Head of Residential Research
w obido/Otodom w Grupie OLX

Od wielu miesięcy (lat?) wielkie korporacje, media opiniotwórcze i my, małe trybiki w wielkiej machinie cywilizacyjnej, żyjemy w świecie zdominowanym przez tzw. rynek pracownika. Ta „przewaga” daje osobliwe możliwości i uprzywilejowaną pozycję. Pracownik nie musi się jakoś mocno starać, ponieważ łatwo jest znaleźć pracę. Całkiem podobnie jest na rynku nieruchomości. Jeszcze.

Nieruchomościowa hossa trwa. Rozpieścił nas czas łatwego dostępu do finansowania mieszkań i domów, ogromne zainteresowanie ze strony klientów i rekordowe czasy transakcji. Miszczowie potrafili pozyskać ofertę i zbyć nieruchomość w kilka godzin tego samego dnia. Branża rozwijająca się w takim tempie w oczywisty sposób zwróciła uwagę wielu osób szukających szybkiego zarobku minimalnym nakładem sił, co w naturalny sposób wpłynęło na skokowe obniżanie jakości usług. Nie widać tego jeszcze zbyt mocno, póki rynek to wciąż samograj. Ile to jeszcze potrwa? Nie wiadomo – ale z pewnością nie pomaga tym, którzy tą jakość budują od lat.

O pierwszych symptomach zwalniania branży nieruchomości ptaszki ćwierkały, kiedy jeszcze nie było to modne. Teraz, gdy na horyzoncie pojawiło się widmo niepewnych skutków inflacji a klienci profilaktycznie zawieszają swoje plany inwestycyjne, coraz częściej będzie trudniej. Kończą się czasy łatwego zarobku minimalnym nakładem sił. Wraca potrzeba jakości.

Na trudnym rynku wygrywają ci, którzy są nieprzyzwoicie tani albo ci, którzy swoją robotę robią najlepiej. Tych pierwszych boleśnie obnaża brak tej drugiej cechy – co w efekcie powoduje, że zostają już tylko najlepsi. Oczywiście ta samoregulacja to mocno wyidealizowany obraz, który ma raczej niewielkie możliwości realizacji tak na 100 procent. Tym niemniej, z pewnością nadchodzą czasy, w których o klienta trzeba będzie zawalczyć. Budowanie wizerunku i kreowanie marki osobistej to działania, do których niezbędne są referencje od zadowolonych klientów. Tylko jakość się obroni. 

Nieuchronnie wracają te czasy. Wcześniej, czy później – eksperci i doradcy którzy dążą do własnego rozwoju i stawiają skuteczność na pierwszym miejscu, zostaną docenieni. Pośrednicy z pasją, szukający najlepszych rozwiązań dla klienta to przepis na nadchodzące wyzwania. Tak. Wraca potrzeba jakości. Gotowi?

🙂

Więcej

Rynek nieruchomości w Europie – a gdzie jest Polska?

Rynek nieruchomości w Polsce w ostatnich latach to dyliżans uciekający przed galopującą inflacją i rosnącymi cenami materiałów budowlanych, wciąż starający się nie zrzucić z pokładu inwestorów, deweloperów i podwykonawców. Ta podróż wprawia w nieustające osłupienie analityków i ekonomistów, zadziwionych, że branża mimo tylu przeszkód ciągle nie zwalnia, jakby wbrew logice i doświadczeniom. My, Developergo, będąc w samym centrum wydarzeń, staramy się patrzeć na to nieco szerzej – dlatego postanowiliśmy rzucić okiem z perspektywy trendów europejskich. Jak wyszło? Ano, zobaczcie:

Deloitte, międzynarodowy koncern audytorsko – doradczy, od szeregu już lat dokonuje cyklicznej analizy rynków europejskich w wielu obszarach. Jednym z corocznie publikowanych raportów jest Deloitte Property Index – czyli rzecz o tym, jak zmienia się sytuacja finansowa w nieruchomościach. Szybki rzut oka na raport opublikowany całkiem niedawno, a odnoszący się do cen 2021 versus 2020 rok, pozwala nabrać dystansu do polskich realiów. 

Obserwując wciąż wzrostowy trend na cennikach deweloperów, trudno uwierzyć, że na mapie Europy jesteśmy jednym z najtańszych rynków – w gronie takich „sąsiadów” jak Serbia, Rumunia czy Łotwa. Nie wspominając już o Bośni i Hercegowinie, gdzie cena za metr kwadratowy nowego mieszkania jest dwukrotnie niższa niż u nas. My ze swoją średnią nieco ponad 1700 euro za metr możemy tylko z daleka popatrzeć na ceny francuskie, austriackie, niemieckie czy niderlandzkie, z których tylko te ostatnie oscylują dosłownie o kilka centów poniżej 4 tysięcy euro. Zdecydowanie najbliżej nam do Łotwy, w której metr kwadratowy na rynku pierwotnym kosztował w 2021 roku 1726 euro. Nie do końca jest się z czego cieszyć, ponieważ nasze 1729 euro to o prawie 10% więcej rok do roku, podczas gdy Łotwa zanotowała ponad jednoprocentowy spadek cen względem tych w 2020. Jak żyć?

Ciekawostką tego świeżutkiego zestawienia jest wyliczenie, ile średnich pensji rocznych potrzeba, żeby kupić nowe mieszkanie. Bardzo fajny punkt odniesienia – bo pokazuje ceny w kontekście zarobków, co daje dodatkową perspektywę. I tak, najbardziej dynamiczna okazuje się sytuacja w Czechach, gdzie przy wzroście ponad 18% rok do roku (średnia cena za metr to aż 3342 euro) zarobki ewidentnie zostają w tyle. Aż 13,3 rocznych pensji brutto potrzebują mieszkańcy tego kraju na sfinansowanie nowego lokum. Niemcy, dla porównania, potrzebują już „tylko” 6,5 średniej rocznej pensji a Norwegowie nieco ponad cztery. Gdzie są Polacy? Wcale nie na najgorszej pozycji, bo gdzieś w środku zestawienia. Statystyczny Polak aby móc pozwolić sobie na nowe „M” powinien odkładać prawie osiem lat całą wysokość średniego wynagrodzenia.

Statystyka pokazuje również ceny w poszczególnych miastach i tu warto spoglądać na pewne kwoty na siedząco, zakrywając częściowo oczy. Bo średnią cenę 2406 euro za metr w Warszawie znamy z zeszłego roku i zdążyliśmy już nawet ją zapomnieć, bo już w pierwszym kwartale 2022 była wyższa. Ale trzeba przyznać, że stawki z Londynu (8400 euro), Hamburga (6900 euro) czy Berlina (6500 euro) naprawdę budzą respekt. A najbardziej imponują paryskie średnie, które w 2021 roku dobiły do kwoty 13 462 euro za jeden metr kwadratowy. 

Oczywiście wszystko to tylko statystyka, zgodnie z którą jeżeli mój sąsiad chodzi na siłownię codziennie to średnio każdy dorosły mężczyzna w naszej klatce chodzi raz w tygodniu. Warto jednak czasem przyjrzeć się naszym problemom, trendom rynkowym i kierunkom zmian z nieco innego punktu siedzenia. Europejska perspektywa powinna być jakimś benchmarkiem – bo jeśli nie ta, to jaka? 🙂

Więcej

Indeksacja cen mieszkań – rozwiązanie na ciężkie czasy?

Wszyscy, którzy ze łzami wzruszenia otwierają kolejną korespondencję z banku po podwyżce stóp, z pewnością łatwiej zrozumieją mechanizm, który chodzi po głowie deweloperom. Chodzi coraz częściej i tupie coraz głośniej. Chodzi o możliwość indeksacji cen – czyli elastycznego dostosowywania ostatecznej ceny za metr, w zależności od zmieniających się warunków i kosztów budowy. Czy taki pomysł jest rozwiązaniem? Czy ma szansę na wdrożenie?

Rzeczywistość inwestora jest dziś bardzo dynamiczna. Deweloperzy od dłuższego czasu próbują budować swoje strategie sprzedażowe względnie przewidywalnie dla klienta i opłacalnie dla siebie, mimo tsunami wszelakich nieszczęść jakie dotykają branżę. Pomijając rosnące płace i koszty materiałów budowlanych, z roku na rok bijące swoje rekordy, istnieje cały szereg czynników nagłych i niespodziewanych – jak sytuacja geopolityczna i okołopandemiczne zwroty akcji. 

Inwestycja rozpoczęta rok temu, dziś już kosztuje o wiele więcej. Mieszkanie sprzedane wczoraj, tydzień później powinno być wycenione nawet kilka tysięcy drożej za metr. Tymczasem, obecne umowy nie przewidują żadnej możliwości waloryzacji – jedyną szansą bywa zerwanie umowy (nawet jeśli oznacza koszty po stronie sprzedającego) i sprzedaż po nowej cenie. Klienci oceniają takie praktyki – ujmijmy to – jako nieeleganckie. Ciekawe, co powiedzą na pomysł zapisanej w umowie możliwości zmiany ceny w niewiadomym czasie i do niewiadomej wysokości… 

Zmiana otoczenia finansowego daje ostro w kość deweloperom i to oni ponoszą na koniec dnia największe ryzyko, pomimo iż wliczają w cenę wszelkie obciążenia to przecież klient pokrywa te wszystkie koszty. Tempo, w jakim rosną ceny prądu i materiałów budowlanych, powoduje, że dzisiaj zwyczajnie nie da się przewidzieć ostatecznego kosztu inwestycji – a więc ostatecznej ceny za metr. Jest więc pomysł, aby klient również nie znał ostatecznej ceny, podpisując umowę. 🙂 Deweloper, według konkretnie sprecyzowanych kryteriów, mógłby wtedy indeksować cenę – jeśli garnek zmian będzie wciąż tak mocno bulgotał. 

Oczywiście, że wdrożenie tych zmian nie będzie łatwe. Oczywiście, że wymaga to precyzyjnych obwarowań prawnych. Oczywiście, że wpłynie na zmianę liczenia zdolności kredytowej, być może na jej obniżenie. Na pewno może być ratunkiem dla deweloperów. Ale czy dla nas, małych żuczków, klientów? 

Co myślicie?

Więcej

Rynek nieruchomości w 2022 r. – jaki będzie?

Jak tam Wasze postanowienia noworoczne? Statystycznie co czwarta osoba rezygnuje z nich już w ciągu pierwszego tygodnia! 🙂 W kolejnym tygodniu odpada następne 4% a po miesiącu aż 36% osób nie kontynuuje już starań o zrealizowanie własnych planów, które najczęściej w sylwestrową noc z zaangażowaniem projektowały. Co zrobić, by się udało? To proste! Według badań amerykańskich (a jakże 🙂 ) naukowców, dużo większe szanse na realizację mają postanowienia, które są własnoręcznie spisane – oraz te, które potrafimy zwizualizować. Czy ta, jakże mądra zasada, sprawdzi się też w przypadku rynku nieruchomości? Czy wystarczy wyobrazić sobie wymarzony dom w tanim kredycie hipotecznym – i już? 

Developergo ma za sobą doskonały rok. Koegzystencja zespołów ekspertów w modelu F.U.N. (finanse – ubezpieczenia – nieruchomości) oszczędza klientom stresu, czasu i energii a nam bardzo sprawdza się operacyjnie. No i rynek nieruchomości był całkiem łaskawy w 2021 roku. Tanie kredyty, ładnie krojone przez nas na miarę, dawały radę nawet w obliczu rosnących cen mieszkań. Czy uda się podtrzymać ten trend? 

Chodzą słuchy, że może być trudniej. Mówią tak nawet ci, którzy po pierwszej i drugiej podwyżce stóp procentowych jeszcze mieli pewne nadzieje. Zbieg wielu okoliczności każe podejrzewać, że wyzwania w tym roku będą dla nas bardziej ambitne (na co niektórzy z właściwą sobie zadziorną miną tylko uśmiechają się znacząco w stylu „hold my beer”). Ceny nieruchomości pozostają wysokie, nawet jeśli nie rosną już tak szybko jak ostatnio. Inflacja nie pomaga, podobnie jak wciąż utrzymująca się pandemia. Wisienką na torcie są oczywiście drożejące kredyty, co dla wielu naszych klientów nie jest bez znaczenia. No i dla nas – ekspertów od szukania rozwiązań – również 🙂

Rok zaczyna się z pewnością od wielu pytań i szykując się do inwestycji warto śledzić aktualną sytuację rynkową. Czy są jakieś pozytywy? Oczywiście! Najważniejszy jest taki, że MY niezmiennie pozostajemy gotowi do pomocy we wszelkich operacjach związanych ze sprzedażą, zakupem, finansowaniem i ubezpieczeniem nieruchomości 🙂 Poza tym jest szansa, że w obliczu ograniczonych możliwości finansowania (drożejące kredyty) ceny mieszkań zaczną nieco spadać. Po trzecie, nie można pominąć rządowego programu „Mieszkanie bez wkładu” – osobom spełniającym warunki z pewnością uda się zrealizować swoje plany noworoczne. 

Cóż… czeka nas wszystkich bardzo ciekawy rok. Analitycy sygnalizują pewne zakręty i zachwiania pogody, ale przecież nie takie przeszkody się pokonywało i nie takie ciężarki się podnosiło, prawda? Ochłonięci po sylwestrowych harcach poprawiamy korony i włączamy ekspresy do kawy w naszych biurach – do zobaczenia!!!

🙂

Więcej

Kupujesz nowe mieszkanie? Bądź ostrożny

Jeżeli ktoś zapytałby dzisiaj, dlaczego szukając mieszkania warto skorzystać z pomocy doradcy ds. nieruchomości, ta historia może posłużyć za najlepszy przykład. Oczywiście, wiemy, że inwestorzy są bardzo samodzielni i w większości świadomi ewentualnych trudności czy przeszkód, które mogą pojawić się na etapie poszukiwania, wyboru lub finansowania wymarzonej nieruchomości. Ale zdarzają się sytuacje trudne do przewidzenia. Ba, zdarzają się takie, których nawet team Developergo – doświadczony i niezwykle sprawny w rozwiązywaniu problemów w imieniu naszych klientów – nie jest w stanie objąć swoją wyobraźnią. To jest jedna z takich właśnie przygód:

Warszawa. Białołęka. Niezła lokalizacja, dobre ceny, ciekawe apartamenty, doskonała oferta. Oferowane przez dewelopera mieszkania rozeszły się w standardowym tempie – taki mamy klimat, że każdy metr kwadratowy znajduje swojego właściciela dość szybko. Rynek jest dynamiczny, wszyscy szukają lokum, kto pierwszy, ten lepszy – co może pójść nie tak? Klienci dokonali zakupu i cierpliwie czekali na przekazanie kluczy. Tymczasem okazało się, że „wystąpiły nieprzewidziane trudności”. Deweloper wybudował bloki bez przyłącza prądu, gazu i kanalizacji – bez czego budynek jest wciąż w budowie i nie można przekazać mieszkań kupującym. 

Jest to efekt konfliktu dewelopera z urzędem, który nakazał wybudowanie drogi osiedlowej i prewencyjnie wstrzymał przyłączenia. Pat trwa od dwóch lat, a w nabywcach wzbiera rozgoryczenie – nie chcą w tej sytuacji wykańczać własnych lokali, nie mogą się wprowadzić, a kredyty trzeba już spłacać. Wielu z nich w międzyczasie rozpoczęło już prace wykończeniowe, które wstrzymali, kiedy dowiedzieli się o tej kuriozalnej sytuacji. To byłyby kolejne inwestycje w apartamenty wciąż nie będące formalnie własnością inwestorów – akty notarialne nie zostały, rzecz jasna, podpisane w zakontraktowanych terminach. Kiedy sprawę zgłoszono do prokuratury, deweloper podobno zmienił zamki w drzwiach klatek schodowych – przez co żaden z nabywców nie może dostać się do rzeczy, które już zdążył umieścić w lokalu. Jak i kiedy zakończy się ta historia? Nie wiadomo.

Morał z tej opowiastki jest jeden: zanim zdecydujesz się na dokonanie inwestycji, zrób mały research. Sprawdź, jakie opinie ma deweloper, jaki jest stan prawny nieruchomości, jakie są perspektywy i szanse na terminowe przekazanie klucza i podpisanie aktu notarialnego. Oczywiście, najlepiej jest wspomóc się specjalistą, który zna rynek doskonale i na bieżąco śledzi opinie, pogłoski, plotki i realne sytuacje na toczących się budowach. I doradzi najbezpieczniejsze rozwiązanie, a wybór jest naprawdę spory. Wystarczy choćby spojrzeć na ofertę Developergo 🙂

Więcej

Licytacje deweloperskie – patologia czy znak czasu?

Wszystkich, którzy interesują się tematem, od wielu miesięcy wszelkie znaki na niebie i ziemi informują o galopujących cenach nieruchomości, o kolejnych rekordach za metr, o tym jakież to fantastyczne czasy notuje rynek pierwotny i rynek wtórny. I chociaż wielu z nas ma już przesyt sensacyjnych nagłówków w stylu „Białystok przekroczył granicę 10 tys. zł za metr” albo „W najbardziej prestiżowej lokalizacji w mieście nie ma już wolnych apartamentów”, to wcale nie można powiedzieć, że o rynku nieruchomości powiedziano już wszystko. Polskę obiega na przykład ostatnio informacja o niekonwencjonalnych ruchach deweloperów – i o tym warto wspomnieć. Ciekawostką (wcale nie nową) są licytacje deweloperskie. 

Znaną praktyką, stosowaną właściwie od lat, są castingi na wynajem mieszkania. Wynajmujący zaprasza na jedną godzinę kilku chętnych i obserwuje, któremu z nich najbardziej zależy. Oczywiście naturalnym elementem staje się podbijanie ceny, ku zadowoleniu wynajmującego. Obserwowanie relacji społecznych i zachowań ludzkich w tej niecodziennej, bądź co bądź, sytuacji – bezcenne. Spośród technik sprzedażowych, ta jest jedną ze skuteczniejszych – jeżeli pominiemy aspekt kontrowersji natury etycznej. W dobie hossy na rynku, deweloperzy postanowili zastosować pewną hybrydę tego rozwiązania. Najbardziej oczekiwanym towarem, z uwagi na nieco mniejszą dostępność i zwiększone zainteresowanie podyktowane częściowo czasem epidemii, są domy wolnostojące (ostatecznie zabudowa szeregowa). Chodzi oczywiście m.in. o kawałek własnego ogródka, o to żeby ewentualny lockdown czy kwarantannę spędzać nie tylko w czterech ścianach mieszkania, malejącego z każdym dniem zamknięcia w domu. Nierzadko zdarza się, że tą samą nieruchomością interesuje się więcej niż jeden chętny. Zamiast z defaultu prezentować wysoką cenę za metr, deweloper wywoławczo wrzuca stawkę rynkowo atrakcyjną – i obserwuje jak zainteresowani inwestorzy sami kreują ostateczną wartość swojej wymarzonej lokalizacji. Dla zachowania pewnego porządku i kultury w procesie, licytacje deweloperskie odbywają się najczęściej zdalnie. Oferenci przesyłają swoje propozycje, znając jedynie cenę wywoławczą i mając na względzie poziom własnej desperacji. Sprzedający zawsze wychodzi z takiej operacji zwycięsko. 

Można się oburzać, ale wykorzystanie możliwości rynkowych w taki sposób mieści się jednak w ramach szeroko rozumianej etyki zawodu i nazywanie takich praktyk patologią to ewidentne nadużycie. Od lat to poziom zainteresowania kształtuje ceny nieruchomości, więc formuła aukcyjna wpisuje się po prostu w zasady konkurencji wolnorynkowej. Czy braliście udział w takich licytacjach? Czy wzięlibyście w nich udział? Jeżeli potrzebna będzie pomoc lub porada specjalistów z branży – łatwo nas znaleźć 🙂

Więcej

Ceny PREMIUM w Polsce B? Rynek pierwotny szaleje

Zarabiaj w Polsce A, wydawaj w Polsce B? To hasło z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia już dawno straciło na aktualności. Tylko, że dotychczas mówiło się tak raczej o kosztach tak zwanego „życia” – w sensie: mięso, jaja, pieczywo, sushi – czyli tylko rzeczy niezbędne do przeżycia. Tymczasem rynek nieruchomości, zwłaszcza w segmencie nowych mieszkań, coraz mocniej sugeruje że mieszkańcy Polski wschodniej zasobnością portfela wcale nie odbiegają od metropolii takich jak Gdańsk czy Wrocław. Bo w czym taki Białystok czy Lublin jest gorszy, żeby nie mógł mieć drogich apartamentów? W niczym! – wołają podlascy deweloperzy. 

To już oficjalne – cena metra kwadratowego w rynku pierwotnym w Białymstoku przekroczyła odważnie kwotę dziesięciu tysięcy i nie zamierza zawracać. Zainteresowanie nieruchomościami nie słabnie, a napędzające się ceny osiągnęły kolejny rekord. Przykład dają oczywiście najwięksi deweloperzy – bardziej nieśmiało prezentują swoje oferty choćby Apartamenty Jagiellońskie w Białymstoku. Co prawda nie wskazują oni na swoich stronach internetowych ceny za metr, ale mając podany metraż w totalu oraz cenę łącznie, inwestor może wyliczyć, że jest to okolica dziesięciu tysięcy właśnie. Szybka ścieżka: otwieramy smartfon – Menu – aplikacje – kalkulator. Transparentnie i wprost natomiast komunikuje się na przykład Rogowski Development, prezentując swoją Złotą Rezydencję.

Jak na nazwę przystało, inwestycja się ceni. Stawki za metr przewyższają 10 tysięcy i póki co jest jeszcze sporo dostępnych apartamentów – ale chcąc wybrać sobie idealne „M”, zapewne warto się spieszyć. Rynek pierwotny na Podlasiu ewidentnie w natarciu i nic nie wskazuje na konieczność hamowania. Związek Banków Polskich informuje o rekordach w sprzedaży kredytów hipotecznych, co dodatkowo nakręca atmosferę.

My w Developergo dwoimy się i troimy, żeby w tym zakupowym szaleństwie wspierać klientów, doradzając rozwiązania zdroworozsądkowe i mocno wsłuchujemy się w oczekiwania inwestorów. Jest z czego wybierać, a ceny pewnie jeszcze lekko podskoczą – o czym oczywiście będziemy informować. Stay tuned!

Więcej

Rynek wtórny szaleje: mieszkania schodzą na pniu!

Prognozy dla rynku nieruchomości od ładnych kilku miesięcy są wzrostowe, pomimo, iż wszelkie znaki na niebie i ziemi wydają się temu przeczyć – na czele ze zdrowym rozsądkiem. Bo kolejny skok ceny za metr, tym razem o prawie 8% rok do roku, to tempo przy którym nawet rynek pierwotny zostaje lekko w tyle. Każda ilość schodzi na pniu. Ba, do lepszych ofert ustawiają się nawet kolejki!

To jakieś wariactwo. Eksperci pukają się w czoło, doradcy ds. nieruchomości nie wyrabiają na zakrętach a ekonomiści nie wróżą nic dobrego. Galopujące ceny wcale nie zatrzymują popytu – czyste szaleństwo. Szczególnie mieszkania z rynku wtórnego o powierzchni 50-60 metrów kwadratowych cieszą się najlepszym wzięciem. W niektórych miastach doszło do tego, że klienci kupują mieszkania bez oglądania! I nie chodzi o wirtualny spacer czy wizualizacje wykonywane dronem. Jeden telefon: ludzie dzwonią upewnić się, czy ogłoszenie jest aktualne i bookują natychmiast. Kto pierwszy, ten lepszy – to jedyna reguła. Takiej sytuacji nawet specjaliści pracujący w branży od lat nie widzieli jeszcze nigdy. 

Lata pandemiczne przejdą do historii nie tylko z powodu lockdownów, kwarantanny, pracy zdalnej, bankrutującej gastronomii czy zamkniętych granic. Takie żniwa na rynku nieruchomości są bez precedensu, a ich współistnienie z kryzysogennym czasem COVID-19 wykracza całkowicie poza ramy wyobraźni. Cóż, z punktu widzenia Developergo wypada się tylko cieszyć – więc podwijamy rękawy, poprawiamy korony i zabieramy się do pracy!

Więcej

Dom z drukarki 3D – it’s real!

To, że technologicznie przeskoczyliśmy już pomysły z „Powrotu do przyszłości”, wiadomo (jeżeli ktoś nie wie, o czym mowa – to proszę pilnie nadrobić lekcje z klasyki światowego kina 🙂 ). Jeździmy autonomicznymi samochodami, latamy w kosmos, w niespełna rok produkujemy szczepionki, budujemy dom całoroczny w dwa dni – a nawet szybciej. Amerykańska armia podobno wyprodukowała wojskowy latający kombinezon, co zdecydowanie wygrywa z „deskolotką” (–>„Powrót do przyszłości”). Pora na kolejną rewolucję, która rozbuja i tak dynamiczny rynek nieruchomości. To domy z drukarki 3D.

Prace eksperymentalne nad technologią 3D w budownictwie toczą się, w różnym tempie, od lat pięćdziesiątych XX wieku. Na przełomie wieków XX i XXI temat mocno ruszył do przodu – w związku z ogólnorynkową modą na drukarki 3D. Przeżywająca niesamowity boom deweloperka nie mogła nie zauważyć i nie wykorzystać takiej szansy. Szybko pojawiły się urządzenia przelewające pomysły architektów i konstruktorów z komputera do realnego świata. Dosłownie – bowiem specjalnie skonstruowana dysza drukarki, jednym kliknięciem myszy wylewa kolejne warstwy materiałów budowlanych na przygotowany fundament. Drukują się ściany, stropy, dachy. Można drukować elementy domu w fabryce i składać je w terenie – albo popisywać się możliwościami technologii 3D bezpośrednio na placu budowy. 

Technologia jest dziś wciąż nowatorska i mało znana inwestorom – a przez to nadal droga. Ma jednak swoje zalety. Znacznie większa jest odporność bryły drukowanej w całości niż elementów łączonych. Czas budowy w tej technologii jest znacznie krótszy, przy znacznie lepszej jakości wykonania. Przy druku 3D otwierają się zupełnie nowe możliwości, jak chodzi o architekturę – wszystko, co przyjmie program komputerowy i zaakceptuje konstruktor, może zostać przeniesione do świata rzeczywistego. Ograniczeniem, w miarę rozwoju tego rozwiązania, będzie w przyszłości wyłącznie wyobraźnia inwestora. To fajne 🙂

Minusy? Na dziś – największym jest cena. Wszystkie pozostałe są raczej symboliczne (odpowiednia pogoda i grunt pod budowę 3D, beton i plastik jako jedyny możliwy budulec). Tego rodzaju realizacja niewątpliwie dodaje co najmniej plus dziesięć do prestiżu inwestycji – i samego inwestora, of course. Szukasz gruntu pod dom z drukarki 3D? Na pewno mamy odpowiedni 🙂 Wystarczy zapytać.

Pozdrowienia!

Więcej